Martynie zakręciło się
w głowie, zaparło dech w piersiach. Próbowała zebrać myśli,
jednak zamiast tego w jej głowie kołatały tylko znaki zapytania.
Jak to? Dlaczego? Jak on mógł?
- Przynajmniej wiem,
dlaczego tak szybko odjechał z miejsca wypadku. Do niej się
śpieszył- powiedziała na głos Martyna i złowiła zdziwione
spojrzenie Pawła i jego mamy.
- Ja... przepraszam...
yyy... muszę już iść... śpieszę się- dziewczyna podniosła się
z krzesła i nie oglądając się za siebie ruszyła w stronę
wyjścia. Przechodząc obok stolika, przy którym siedział Marcin
zdążył zarejestrować zaskoczony wzrok byłego męża.
Na dworze szalała ulewa,
jednak Martyna zdawała się nie zwracać uwagi na to, że w
kilkanaście sekund przemokła do suchej nitki. Nagle ktoś złapał
ją za rękę, to był Paweł.
- Domyślam się, co się
stało, poznałem tego gościa od wypadku. Jednak czy to powód do
tego, byś wylądowała w łóżku z zapaleniem płuc?
- Sorry Paweł, chcę
zostać sama. Zostaw mnie w spokoju. Naprawdę jestem ci wdzięczna
za uratowanie życia, ale nasze drogi już się mogą rozłączyć.
Potrzebuję samotności, spokoju. Kurcze! Daj mi spokój człowieku-
ostatnie zdania Martyna wykrzyczała chłopakowi w twarz.
Wyrwała rękę spod jego
uścisku i pobiegła przed siebie.
Myśli kotłowały w jej
głowie. Łzy cisnęły pod powieki a deszcz utrudniał bieg. Martyna
chciała uciec jak najdalej od ludzi, problemów, Marcina. Albo
umrzeć, a przynajmniej stracić pamięć. Jak ona teraz żałowała,
że Paweł odepchnął ją od tego samochodu. Może nie musiałaby
teraz tak cierpieć. To z nią nie chciał dziecka, jej marzenia
zdeptał, doprowadził do rozwodu. Przecież ona już była w ciąży
długo przed rozwodem! On tak go kochała, a on ją oszukał.
Oszukiwał przez długie miesiące, pewnie nawet wtedy, gdy jeszcze
było między nimi dobrze.
- Oszust! Złamas!
Pieprzony ciul!- Martyna wrzasnęła co sił. Nie zwracała uwagi na
przechodniów oraz zgorszone spojrzenia starszych pań i matek z
dziećmi - W dupie mam to z kim ten gnojek się pieprzy!
Ktoś ja złapał wpół
i przytulił mocno. Martyna już nie miała sił, by się opierać.
Przytuliła się do mężczyzny i zaczęła rzewnie płakać. Nie
obchodziły ją zdziwione spojrzenia przechodzących ludzi, chciała
tylko wypłakać swój żal w ramionach faceta, który już raz ją
uratował. Tak, to był Paweł, który widząc w jakim Martyna jest
stanie ruszył za nią, bojąc się, by nie popełniła jakiegoś
głupstwa.
- Już maleńka, będzie
dobrze- głaskał ją delikatnie po włosach- to boli, ale minie,
wierz mi- w końcu minie.
Tak stali oboje,
przytuleni na środku chodnika. Nie istniał dla nich czas,
spojrzenia przechodniów oraz deszcz. W tym uścisku dawali sobie
ukojenie, spokój oraz to, że coś się dla nich zaczyna. Nie
wiedzieli jeszcze co- miłość czy może tylko przyjaźń... To
,wszystko rodziło się powoli, musieli dać temu czas...
W takim geście zobaczył
ich Marcin, który również wybiegł za Martyną i szukał jej
klucząc po uliczkach miasta. Musiał jej wytłumaczyć, że jej nie
zdradził, a ta kobieta w ciąży to jego koleżanka z pracy- Jagoda.
Odegrali razem przedstawienie przed jej wujostwem z USA, którzy są
gorliwymi katolikami i nigdy nie przyjęliby do wiadomości faktu, że
ich siostrzenica poddała się zabiegowi in-vitro. Na czas ich
przyjazdu Marcin miał udawać narzeczonego Jagody... Tylko, czy to
teraz jest ważne? Czy jest sens tłumaczyć to Martynie, gdy ona
właśnie stała na środku chodnika przytulona do jakiegoś
mężczyzny? Czy to możliwe, że spotykali się jeszcze w czasie
trwania małżeństwa Martyny i Marcina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz