Taki mniej więcej tytuł artykułu w
naszej lokalnej gazecie... O co chodzi? Oczywiście o znieczulenie
porodowe... Myślałam, że mnie trafi, jak o tym przeczytałam!
Bo brak anestezjologa, bla, bla, bla...
Może bym uwierzyłam, gdyby nie chodziło o TEN szpital i TEN
oddział... No i jeszcze TEGO ordynatora...
Szpital, gdzie trzy razy rodziłam...
Za pierwszym razem nie byłam niczego
świadoma. Nie uzyskałam żadnej pomocy przy porodzie. Byłam młoda,
głupia, niedoświadczona. Ileż miałam- 22 lata. W kwestii porodu
twierdziłam, że „tyle osób to przeżyło, przeżyję i ja”.
Ojjj, mocno się przeliczyłam... Marcina urodziłam w naprawdę
wielkich mękach, by na zakończenie usłyszeć od lekarza- faceta
„że to on za mnie urodził”... Kretyn. Nikt mi nie pomógł przy
karmieniu... Przyniosła mi taka dziecko do karmienia, niby coś tam
pokazywała, ale więcej było w tym złości niż pomocy... Ale
dobra, doszłam co i jak. W nocy dziecko płakało... Pytam się jej,
czemu, to mi odburknęła, że skoro piję sok to niech się nie dziwię,
że dziecko pewnie brzuch boli! Noż, k!@#@#!!! Jak widziała ten
sok, to czemu mi nie zwróciła uwagi? Nie powiedziała, żeby nie
pić??? Nie powiedziała, co mi wolno, co nie??? No, ale dobra- już
wiedziałam, że nie wolno- idźmy dalej... Dzień wypisu nas ze
szpitala. Przychodzi pani ordynator neonatologii. Nie puści nas do
domu, bo dziecko spada z wagi... Że niby ona nas wypuści do domu, a
ja dziecko zagłodzę! Dosłownie tak powiedziała!!! Ale trafiło
też na miła położną, która kazała się nie przejmować, że to
normalne, że w pierwszych dniach dziecko spada z wagi i żebym po
każdym karmieniu przyniosła dziecko, to dokarmi. Udało się,
wyszłam następnego dnia...
Koszmar powrócił półtora roku
później. Przez całą ciążę z Filipem wiedziałam, że tam nie
wrócę! Ale niestety moje plany nie wzięły pod uwagę dezynfekcji
innego szpitala. Chcąc nie chcąc musiałam tam jechać! Okazał się
fałszywy alarm, ale do domu nie puścili. W końcu to już termin.
Leżałam kilka dni, miałam jedną kroplówkę z oksytocyny, która
nie zadziałała. Wyznaczyli drugi termin. Od rana miałam nie jeść,
bo jak się nie uda to cesarka. Niestety, przyjechała inna kobieta,
która okazało się będzie pierwsza- sala do cesarki jedna, więc
nie możemy obie naraz pod oksytocyną leżeć. Czemu tamta była
pierwsza? Bo chodziła do ordynatora prywatnie!
Ale nic, czekam do południa, nic, po
południu nic- a ja nadal bez jedzenia! O 18.00 wzięli mnie na
porodową. Tym razem kroplówka zadziałała, ale co, skoro głód i
bolesne skurcze osłabiły mnie do tego stopnie, ze rodziłam mając
ciśnienie 90 albo 80 na 50! Kiedy to już było wskazanie do
cesarki! No ale urodziłam, tyle dobrego, że poród był krótki, bo
po 21.był już Filip na świecie. Tym razem już sama latałam do
położnych by dokarmiały dziecko, krzywo się patrzyły, marały
pod nosem, ale nie miałam ochoty znów słuchać, że zagłodzę
dziecko.
Chyba nikt się nie dziwi, że przez
całą ciążę z Jaśkiem miałam „manię prześladowczą”. Nie
bałam się czy poradzę z trójką dzieci, bałam się porodu! I
znów trafiłam tam, bo tam mnie karetka zawiozła. I przyznam się
szczerze, że byłam tak rozhisteryzowana, że niewiele pamiętam z
porodu i potem z reszty pobytu... Ale wiem, że nadal latałam po
dokarmianie...
Jest to oddział, gdzie rządzi
kumoterstwo i ordynator, który jak ma zły dzień, to potrafi nawet
obrazić pacjentkę. Jeśli ktoś chodzi do niego prywatnie to ma
lepsze traktowanie i cesarkę na życzenie. Jeśli nie, to już musi
nie wiem, co się stać, by zarządził cesarkę! Siebie uważa za
boga. Nie powiem, że jest złym lekarzem, ale na oddziale ma
lepszych od siebie...
Oddział, gdzie dzieci pokazuje się
przez szybę, nawet ojcom- bo zarazki przyniosą. Nikt nie ma wstępu
na oddział, a odwiedziny odbywają się w malutkim obskurnym
pokoiku przy drzwiach wejściowych na położnictwo. No, chyba, że
się jest z rodziny któregoś z lekarzy, wtedy przy łóżku pacjentki może siedzieć nawet kilka osób. Nikt wtedy nie patrzy na
inne pacjentki, bo przecież sale są kilkuosobowe, czy się krępują,
czy nie... Kumoterstwo rządzi!
Oddział, gdzie lekarze w nim pracujący
swoim pacjentkom odradzają poród tam!
Oddział, gdzie przez nieuwagę lekarza
dziecko urodziło się martwe.
Oddział, gdzie nie ma darmowego
znieczulenia, bo nie ma anestezjologa! Jestem pewna, że po prostu
pan ordynator nie chce sobie dodatkowej pracy robić, bo tak jak przy
każdej cesarce, jak i przy znieczuleniu więcej jest papierkowej
roboty, a może ma jakieś inne powody....
Osoby z okolic wiedzą, o który
oddział, w jakim szpitalu, mieście mi chodzi... Oddział cieszący
się złą sławą, a ordynator to gbur i buc!
Spodobał Ci się mój post? Bądź na bieżąco- polub nas na Facebooku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz