Jak Wam pisałam byłam dziś w
mieście. Wielkie wyjście kury domowej :)
Co prawda nie udało mi się podejść
do Rossmanna, by kupić podkład po promocji, ale za to załapałam
się na fryzjera.
Nie, nie było radykalnego cięcia. Po
prostu drobne poprawki. Nie wiem, czy pamiętacie, ale miałam
asymetryczną fryzurkę, trochę wygoloną maszynką. Jędrek
zażyczył sobie, bym zapuszczała, mi też się już zresztą na
krótko znudziło... Troszeczkę wyrównałam, troszeczkę
wycieniowałam i wyglądam w miarę jak człowiek.
Jakiś czas temu kupiłam sobie farbę
do włosów, blond. Ale nie zdecydowałam się jednak, oddałam
koleżance. Ale może jakieś pasemka na święta sobie zrobię.
I tak się zastanawiam, jak taka drobna
zmiana fryzury potrafi poprawić humor. Kilka ciachnięć nożyczkami
i nie trzeba pożerać czekoladek, w celu wydzielenia endorfin. A jak
do tego dołożyć zakupy w http://salewa.sklep-luz.pl/
to już całkiem jest świetnie!
Też tak macie?
ja uwielbiam wyjścia do fryzjera i nawet najmniejsze podcięcia. Taka mała chwila dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam wyjścia do fryzjera, bo wręcz kocham gdy ktoś dotyka moich włosów i głowy. <3
OdpowiedzUsuńOj uwielbiam wizyty u fryzjera, więc rozumiem Cię w 100%
OdpowiedzUsuńOj zgadzam się :) jak tylko po ciąży wróciłam do swojej farby - odżyłam :)))
OdpowiedzUsuńJa chodzę bardzo rzadko, ale zgadzam się, to poprawia humor. Ogólnie jak się ma dobry hair day:-)to od razu lepiej.
OdpowiedzUsuń