Wielodzietność, 3+ w dzisiejszych
czasach jest traktowana na równi z patologią. Co gorsza, ostatnimi
miesiącami nie liczy się, ile ktoś ma dzieci, lecz ile razy 500+
dostaje...
Nastała moda na jedynactwo, ma to
swoje podłoże i w opinii społecznej ale też w portfelu. Nie mnie
jest nikogo oceniać i nawet tego nie zamierzam. Tak samo jak nie
chciałabym, by mnie oceniano.
A ja? Ja mam troje dzieci. Trzy razy
więcej roboty, trzy razy więcej wydatków i...trzy razy więcej
MIŁOŚCI!!!
Bywa czasem ciężko, czasem nerwowo.
Kilka razy dziennie szepnę pod nosem „co za niedobre diabły”,
czasem krzyknę, jak już całkowicie nerwy siadają, a oni się
biją... Jednak nie cofnęłabym czasu, nie zamieniłabym się z
bezdzietnym. Nawet kosztem spania do 10 i pełnego portfela...
Dzieci nadają sens życiu, one daję
mi siłę. I był czas, gdy byłam w kompletnej rozsypce, jeszcze z
dwójką dzieci, to myśl o nich dawała mi moc, by wstać otrzepać
się i jakoś iść dalej... A teraz? Dla mnie są najmądrzejsze,
najładniejsze, najgrzeczniejsze może nie, ale pracujemy i nad
tym...
Do dziś mam przed oczami minę męża,
gdy Marcin sam napisał tata... To już było dawno, ale ja
pamiętam...
Uwielbiam wieczorne czytania bajek,
niekończące się pytania Filipa (chociaż czasem się skarżę).
Uwielbiam słuchać jeszcze nie do końca logicznych i stylistycznie
poprawnych wypowiedzi Jana... Nie lubię jak biegają, zwłaszcza po
śliskim szkolnym korytarzu... Pękam z dumy, jak słyszę, że
Marcin się bogato wypowiada a Filip pięknie maluje. Boli mnie, gdy
słyszę, że coś poszło nie tak...I mimo,że jakaś część mnie
każe krzyczeć, bronić dzieci jak lwica, to jednak ta rozsądniejsza
strona mnie mówi- wysłuchaj, zrób wszystko, by zminimalizować
problem.
Denerwuje mnie wieczny nieład w domu,
bałagan w ich szafkach. Klnę siarczyście, gdy nocą stanę bosą
stopą na klocek...
Gdy wieczorem patrzę na ich spokojne
buźki, pogrążone w śnie, myślę, że nigdy nie mogłoby być
lepiej, że tak jest cudownie, dobrze, tak jak być powinno...
I nie jestem ideałem, popełniam chyba
wszystkie błędy jakie można popełnić, ale potem zatrzymuje się,
mówię „Monika popraw się”... A potem znów większość
powtarzam...
Kłuje mnie czasem w sercu, gdy myślę,
że może ktoś inny ma lepsze zabawki od nich, porządniejsze
rowery, własny pokój, gdy starszaki gnieżdżą się w dwójkę w
jednym pokoiku... A za chwilę pukam się w czoło, myśląc o tych
worach zabawek na strychu, które wymieniam im co miesiąc i o tych,
które za każdym razem, gdy jest okazja wrzucają mi do sklepowego
koszyka... Rowery przecież też są niczego sobie... A pokój? Za
kilkanaście miesięcy przecież w końcu będzie... A oni i tak
lubią spać w jednym pokoju... RAZEM!
No właśnie RAZEM... Bo nie liczy się
kasa, gadżety... Trudno się nimi cieszyć w pojedynkę... My mamy
to RAZEM... Mamy siebie... I ktoś może mówić, że za dużo, że
patologia, że 500+... A ja wiem, jak jest... I wiem, że moi chłopcy
mają rodziców, którzy nigdy w życiu nie zamieniliby ich na więcej
kasy i więcej wygody...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz