Człowiek powinien się rozwijać. Nie
zawsze jednak chce, a nawet jak chce to ucieka przy pierwszej
napotkanej przeszkodzie. Błąd. To Ty jesteś motorem swojego
sukcesu! Żyj pełnią życia, walcz a osiągniesz sukces! Na pewno-
szczęście zawsze uśmiecha się do ludzi, którzy go szukają!
Zdobywaj szczyty, których nikt nie zdobył, jeśli wyrzucają cię
drzwiami, wracaj oknem. Wcześniej przeanalizuj swoje błędy i
napraw je! Nie egzystuj, czerp pełnymi garściami! I nie poddawaj
się przeszkodom, nie dopuszczaj czarnych myśli- bo to Twoi
przeciwnicy!
Najgorszy typ człowieka? To taki,
który się poddaje, rezygnuje z obranego celu, tylko dlatego, że
napotyka przeszkody. Taka Monika Dzięgielowska jeszcze miesiąc
temu. Co ja mówię! Tydzień temu! Cóż taki typ. Przyznam
szczerze, że najchętniej schowałabym się w kąciku, by nikt na
mnie nie patrzył, by nikt do mnie nie mówił. Brak wiary w siebie i
w swoje możliwości sprawiał, że najmniejszy sukces to był
wielki sukces- przyjmowany z dozą niepewności i zdziwienia. Z
drugiej strony, nawet najmniejsza krytyka równała się z niemal
końcem świata i przeżywałam ją po kilka dni.
Wiem, że zaprzepaściłam wiele szans
w życiu, które umarły śmiercią naturalną, tylko dlatego, że
nie miałam odwagi po nie sięgnąć. Wydanie bajek? Cóż, po
artykule w gazecie miałam plany, marzenia. Z czasem- odpuściłam.
No co, przecież skoro ta bajka jest tak dobra, to powinni ją wydać
bez dopłaty z mojej strony. Albo odezwałoby się inne
wydawnictwo. Może to faktycznie nie moja bajka.
Tak samo ten blog. Ostatnie miesiące
to jeden wielki kryzys. A wiecie dlaczego? Bo się otworzyłam na
rodzinę, znajomych. Świadomość, jak wiele znajomych osób mnie
czyta trochę mnie przytłaczała. Posty powstawały głównie na
przymus i głównie były to posty reklamowe. Chciałam pisać, ale
nie wiedziałam o czym, więc wypełniałam luki reklamami.
Wiem, zrobiłam to co mogłam zrobić
najgorszego! Przez strach, głupotę zaprzepaściłam szansę w
życiu. Nie! Drugiej już nie zmarnuję!
Żeby było śmieszniej- uratował mnie
wpis, który miał być typową zapchajdziurą. Pierwsza część
opowiadania, gatunku, z którym nie miałam za dużo wspólnego.
Owszem, lubiłam czytać, ale z pisaniem uciekałam w świat bajek. I
po publikacji „To jeszcze nie koniec” przyszedł szok. Dopiero
wtedy naprawdę dowiedziałam się, jak wielu znajomych mnie czyta.
Dostałam mnóstwo wiadomości, ale przełomem okazał się telefon
od kogoś z rodziny:
„Koleżanka z pracy to czytała.
Mówiła, ze to genialne, pytała kiedy kolejna część”.
Chyba wtedy uwierzyłam naprawdę, że
coś mogę, że coś umiem. Kuźwa, że może faktycznie coś
osiągnę! Tylko muszę dać się porwać tej fali. Nie, że za
chwilę znów przyjdzie zwątpienie i porzucę pisanie. To nie
artykuł w gazecie dał mi moc, tylko to, co się działo w zeszłym
tygodniu! Serio!
I weź się Monika w garść! Pisz,
walcz, rób coś!
Kolejna część „To jeszcze nie
koniec” jutro, potem kolejne i kolejne. W międzyczasie będę
skrobać coś, które mam nadzieję przeczytacie w wersji papierowej.
I teraz solennie Wam obiecuję. Jeśli to skończę i ktoś, kto to
przeczyta powie, że jest warte wydania. To poruszę niebo i ziemię,
by to wydać. Jeśli trzeba będzie kasy, to nie będę mailowo
szukać sponsorów- będę pukać do drzwi. Ba! Walić będę! Nie
będą o mnie pisać w lokalnej gazecie, ja się wedrę w
ogólnopolskie pisma!
Bo to nie talent decyduje o tym, że
coś się osiąga! O wszystko trzeba walczyć starać się.
A jeśli znów zwątpię, popadnę w
marazm- proszę o solidnego kopa w dupę i przypomnienie- że
obietnic się dotrzymuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz