21:58

Codzienność matki...

Wstaję rano. Otulam się miękkim szlafrokiem, robię kawę. Wracam z kubkiem życiodajnego płynu, włączam serwis informacyjny, sprawdzając, co się dzieje na świecie. Mam jeszcze pół godziny, a nie... jeszcze tylko 24 minuty, zanim dom zacznie żyć codziennym życiem, a póki co mam czas dla siebie. Następna taka szansa za jakieś 15 godzin- o ile szybciej nie zasnę...



Wybija siódma, nastawiam mleko na płatki, robię gorącą herbatę do termosów chłopcom do szkoły, szykuję kanapki na drugie śniadanie. Budzę chłopców. Oni jedzą, ja idę do łazienki i się próbuję ogarnąć. Około 7:40 wychodzimy do szkoły. Zostawiam chłopców, jeśli nie ma żadnych spraw do załatwienia w szkole to szybko się urywam. To się rzadko zdarza, bo przeważnie jest coś na rzeczy, a prezeska (tak, to ja) stara się trzymać rękę na pulsie. Czasem są to zwykłe plotki. Czasem jeszcze zahaczam o sklep.Wracam do domu i zaczyna się szał. Obiad, porządki, pranie, gotowanie no i najważniejsza persona, czyli Jaś. Nawet nie wiem, kiedy wybija 12:15 i z powrotem muszę ruszyć w kierunku szkoły. Jakimś dziwnym trafem po południu też bywam niezbędna i zdarza się, że wracam około 14 do domu z chłopcami. Nakładam chłopcom obiad, potem wyganiam trochę na pole, wracają i siadamy do lekcji. W międzyczasie zawsze ktoś jest głodny, coś się rozleje, coś się nakruszy albo trzeba rozwiesić pranie. Przy dobrych wiatrach około 18 mam czas dla siebie. Teoretycznie, bo zawsze jakimś cudem pojawia się sterta prania do poskładania i wyprasowania czy też chłopcy wymyślą sobie kolację, składającą się z czegoś bardziej skomplikowanego niż kanapki z wędliną. Przychodzi 20, czas na kąpiel, kolację, ścielenie łóżek. Już wiem, że zbliża się czas, gdy odpocznę. Jeszcze tylko poczytam im książeczkę, przyniosę Jasiowi parówkę a Filipowi picia. Marcin jeszcze sobie przypomniał, że zjadłby kanapkę. No dobrze, już leżcie- czytamy... „Dawno, dawno temu był sobie król. Król ten spał i ze snu wyrwał go głośny, natarczywy głos budzika”... Nie, to mój budzik... Zasnęłam nie wiem kiedy, znów kolejny ranek, kolejny dzień... Znów tylko pół godziny ciszy... Może dziś uda mi się skończyć książkę... Może... A tymczasem otulam się miękkim szlafrokiem, robię kawę...


Tak, to mój zwykły dzień. Tak, wiem- zapytacie, gdzie mąż. Jest, oczywiście, że jest :) Rano, gdy jest przynosi mi drzewo, węgiel do pieca, po południu zajmuje się Janem, gdy ja się uczę z którymś z chłopców. Jak jest, to kąpie dzieci, pomaga mi ich ogarnąć do snu. Ma pracę na zmiany i czasem go nie ma od 12 do 23, czasem wraca o 16 a czasem idzie na noc i odsypia w dzień. Po prostu musiałam się nauczyć radzić w każdej sytuacji. Czasem mam więcej wolnego, czasem sprzątam dopiero, jak dzieci zasną. Czasem mam wyjazd a czasem obiad zostaje z dnia na dzień. Jak to w życiu, nic się nie da zaplanować, jednak można próbować ogarnąć wszystko. Czasem przyjmuję wszystko z uśmiechem, czasem mam ochotę znaleźć firmę, wykonującą przewozy do Niemiec i uciec odpocząć. Jednak na pewno bym wróciła, bo nie wyobrażam sobie mojego życia bez tego, co mam teraz, nawet jeśli zasypiam podczas usypiania dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moje to!!!
Nie zgadzam się na publikację moich treści i zdjęć na innych stronach bądż środkach masowego przekazu bez mojej wiedzy i zgody. Monika
Copyright © 2016 Dzięgielowska.pl , Blogger