Odkąd rozpoczęłam swoją przygodę z samochodem minęło już kilka miesięcy. Za kółkiem czuję się jak ryba w wodzie, choć jeszcze popełniam błędy. Czasem gdy myślę, jak wiele czasu straciłam przez swój strach do jazdy, pukam się w głowę. Przed rozpoczęciem kursu na prawo jazdy wstrzymywał mnie m.in. strach przed egzaminem. I o tym będzie dzisiejszy tekst- czy w Polsce łatwo zdać egzamin na prawo jazdy. Opowieść na faktach autentycznych.
Do egzaminu teoretycznego podchodziłam
dwa razy. Do praktycznego- trzy.
Pierwsze podejście do teorii to jeden
wielki stres. Nie pomogła melisa. Mimo, że w domu testy szły mi
bardzo dobrze, to jednak trema mnie zjadła. Na drugi egzamin
zapisywał mnie instruktor. Napisał mi tylko, że w poniedziałek
mam jazdę. W niedzielę wybieraliśmy się z mężem na koncert. 5
minut przed wyjściem zadzwoniłam do instruktora z nadzieją, że
uda się przełożyć jazdę.
-No, ale Pani ma egzamin o 8.00. Nie
mówiłem?
Usiadłam i myślę. Testów nie
widziałam od tygodnia, książki też. Co robić? Jechać na ten
koncert, czy zarwać nockę na zakuwaniu? Pojechałam. Wypiłam nawet
piwo, wróciłam po północy. Poszłam na żywioł. Zdałam.
Jeśli chodzi o egzamin praktyczny, to
pierwszy raz zawaliłam na placu, czyli jakby się nie liczy :D Stres
i nerwy zrobiły swoje.
Za drugim razem wyjechałam z placu.
Egzaminator był świetny. Spokojny, opanowany. Rzeczowo wydawał
polecenia. Nerwy były, ale z czasem jakoś się uspokoiłam.
Powtarzałam każde polecenie, na głos, zanim je wykonywałam. I
nagle bęc! 200 metrów przed WORDEM, na ostatnim rondzie jakiś
bęcwał włączył kierunek, że będzie zjeżdżał z ronda. Mówię
do egzaminatora – on zjeżdża, to ja wjadę. Odwróciłam głowę,
nagle auto stoi (egzaminator zahamował), a to auto przejeżdża
przede mną. Myślałam, że mnie trafi szlag. Zjechaliśmy na
zatoczkę, egzaminator zaczął spisywać protokół a ja życzyłam
temu kierowcy (tak, na głos!) pękniętych opon! Egzaminator
pocieszał mnie, że dobrze jechałam, że następnym razem na pewno
zdam. A mi tak szkoda było tego, że przez jakiegoś debila oblałam
:)
Nadszedł ten trzeci raz, powiem Wam,
że jechałam z myślą, że obleję. Ale wyjechałam z placu. Jadę,
jest ok. Egzaminator mruk, zgryźliwy, królewskie miał chyba
jedynie nazwisko. Zakręt, ograniczona widoczność, przede mną
jedzie rower. Hamuję redukuję bieg na dwójkę, powoli jadę za
rowerzystą.
- Czemu pani zwolniła?
- Bo jedzie rower, a ja nie widzę, czy mi auto z naprzeciwka nie wyjedzie.
- Przecież można spokojnie wyprzedzić.
- Aj, tam, kierowcą rajdowym nie będę.
- Nie trzeba być kierowcą rajdowym, żeby wyminąć rowerzystę.
- Ale nie widzę, czy mi auto nie wyjedzie. Wyjedzie mi auto zza zakrętu a pan mnie obleje.
Cisza. Jadę dalej. Wjeżdżamy na
dwupasmówkę z ograniczeniem prędkości do 70. Jadę 60.
- Może pani jechać 70.
- Wiem, ale gdzie mam się śpieszyć, wolę wolniej, ale bezpieczniej. Ja szybko jeździć nie będę, bo będę dzieci wozić.
- To niech sobie pani pomyśli, że jedzie pani do lekarza z dziećmi a ktoś się przed panią wlecze.
- Aj tam, dam radę.
Już nerwy powoli złażą. Paplam bez
ładu i składu. Już sama sobie się dziwię, że takie głupoty
mówię Ja! Która od zawsze wolała milczeć względem obcych osób.
Ale nic, jadę i gadam. Stoi auto. Połowa na chodniku, połowa na
drodze. Obok droga w lewo. Ale żeby ominąć to auto muszę włączyć
lewy kierunkowskaz.
- Po co pani ten kierunkowskaz?
- Bo omijam auto.
- Ktoś z tyłu mógłby pomyśleć, że skręca pani w lewo.
- Przecież włączyłam kierunkowskaz powrotny.
Dalej jadę i dalej opowiadam głupoty.
Widzę, że gościa już trafia, ale też widzę, że jesteśmy przy
WORDzie. Zajeżdżamy na plac. Zatrzymuję się. Ten coś pisze w
swoim kajecie.
- To zdałam?Cisza.
- Zdała pani, ale proszę popracować nad dynamiką jazdy.
- O kurde, normalnie bym pana uściskała!
- >>>Przerażenie w oczach<<<
- Żartowałam! Do widzenia!
No to zdałam, pozostało mi jeszcze
czekać na papierek.
Pozostała teraz odpowiedź na pytanie-
czy w Polsce łatwo zdać egzamin na prawko? Jeśli przykładamy się
do kursu, jeśli podchodzimy na egzamin bez stresu i spokojnie
wykonujemy polecenia- to nie jest źle. No i jeszcze możemy zagadać
egzaminatora, bo ja się czasem śmieję, że mój się wystraszył,
że gdyby mnie oblał i znów bym na niego trafiła, to zagadałabym
go na śmierć :D
A teraz? Nie boję się niczego, gdzie
trzeba, tam jadę. Oczywiście są czasem przypały. Mężu czasem
dostaje palpitacji serca :D
Aaa, i sytuacja sprzed jakiegoś czasu.
2 dni po odebraniu prawka, miałam wizytę u logopedy. Mężu ma 1
zmianę, budzi mnie o 4 rano i mówi:
- Tylko zaparkuj tam przy ABC (na początku miasta) i idźcie przez miasto pieszo.
- Dobra, dobra. Idź.
Poszedł.
Podnoszę głowę i mówię do siebie:
- Takiego wała! Ja nie po to prawko robiłam, żebyś ty mi kazał po mieście latać na nogach!
I na zakończenie. Muszę przyznać, że
ten ostatni, wredny egzaminator miał rację! Szlag mnie trafia, jak
mi się śpieszy, a ktoś się wlecze przede mną :D Miłego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz